Nawigacja
Aktualnie online
Gości online: 1

Użytkowników online: 0

Łącznie użytkowników: 39
Najnowszy użytkownik: Andrzej P
 
Strona Rodziny Godos i Godosz
Dzieje, historia, miejsca, ludzie ...
 
   
 
   
Życie codzienne - cz. 2

 2. Wierzenia ludu łowickiego[1]

 

W T. IX Materyałów Komisyi antropolog, archeolog, i etnograf. Akad. Umiejęt. w Krakowie, 1907 r., w szkicu „Wieś Mysłaków”, ogłosiłem zbiorek zwyczajów i wierzeń z okolic Łowicza, jaki w owym czasie zebrałem. Stopniowo liczba notat rosła, i obecnie mogę już podzielić ją na grupy - tworząc pewną dość zupełną całość. - Naturalnie wierzenia te, pospolicie zwane zabobonami, pozornie wydają się rozmaitej dawności, jeżeli jednak opatrzy się je komentarzem motywowanym, wyczuwamy, iż idzie tu niekiedy o prastare niemal, przeddziejowych epok sięgające pojęcia.

Jestem zdania, iż życia ludu danej okolicy, jego obyczaju, stroju a nawet t. z . sztuki, czy nawet zdobnictwa tylko, wobec dzisiejszych warunków nauki nie można charakteryzować bez ujawnienia jego filozofii czyli wierzeń, chociażby one wydały się nam dzikie i barbarzyńskie.

„Skutkiem niezwykłego rozwoju etnologii w XIX stuleciu rozporządzamy zdumiewającą ilością przejawów i kształtów zabobonu, który do tej chwili istnieje śród ludów dzikich. Gdy zabobony te i wierzenia porównamy między sobą oraz z odnośnemi wyobrażeniami mytologicznemi dawnych epok, okaże się wiele stron podobnych, niekiedy nawet wspólny początek, a w rezultacie jedno wspólne praźródło dla wszystkich”. 

Zakres niniejszego artykułu pozwala mi tylko pobieżnie temat poruszony opracować. 

Mogę zaledwie dotknąć przedmiotu, ale chcę dotknięcia te opatrzyć komentarzem wyjaśniającym. Przedewszystkiem stawiam pytanie, czy lud łowicki zachował przeżytki wiar dawnych? Odpowiedź może być tylko twierdząca. 

Kult księżyca w Mysłakowie (paraf. Bednary) trwa po dziś dzień. Gdy nowy księżyc się pojawi, witają go mieszkańcy zwrotką: „Witam cię księżycu Niebieski dziedzicu” i odmawiają „Zdrowaś Marya”, co stanowi już dodatek chrześcijański. 

Kult „ziemi matki” i jej własność leczniczą ilustruje w tejże wsi wiara, iż gdy z wiosną słychać grzmoty, całować trzeba ziemię, aby usta nie bolały t. j. nie miały wyrzutów i zajadów. Lecząca potęga matki ziemi przejawia się również w zabiegu leczniczym, nakazującym Mysłakowianom ciężko chorego dobywać z łoża i stawiać na ziemi obydwoma nogami. Potęga matki Ziemi przez stopy chorego z nią zetknięte ma napełnić i uleczyć ciało.

Cześć wody - cześć odwieczna - ujawnia się w święceniu jej cztery razy do roku. 

Kościół, chcąc przystosować swoje praktyki do przedmiotu czczonego od przedhistorycznych czasów, święci takowy t. j. egzorcyzmuje: na Boże Narodzenie, na Ś-tą Agatę, na Wielkanoc i na Zielone-Swięta. Wodą, tak zabezpieczoną od sił złych, lud kropi bydło, pola, chaty
- niekiedy w celach leczniczych pije ją, to znowu kropi ogień w czasie pożaru, by płomienie jej mocą zażegnać. Woda ma ogromne znaczenie w zabobonnych praktykach ludu łowickiego. Niekiedy lud ten przypisuje jej niezwykłą moc cudowną, kiedy mianowicie kropienie odbywa się na wspak, t. j. w sposób niezwykły. 

Pra-starej czci wody ani na krok nie ustępuje odwieczna cześć ognia. W dzień 2 lutego (Matki Boskiej Gromnicznej) po powrocie z kościoła, zapaloną gromnicą „określają”, czyli około głowy oprowadzają, 3 razy i upalają włosy u czoła, przy uszach i z tyłu głowy (na krzyż), poczem gaszą gromnicę, a dym 3 razy wciągają w gardło celem zabezpieczenia się od „bolenia” gardła. Na belce w chacie wypalają gromnicą krzyż. 

Wiara w leczniczą moc boga-ognia jest tam tak silna, iż nawet nowa wiara musiała się przystosować do niej, i oto na ś-ty Błażej ksiądz związane 3 zapalone gromnice podkłada chłopom w kościele pod gardło, wymawiając przytem łacińskie wyrazy, co ma zabezpieczać od bólu gardła. Należy tu podkreślić cześć dla symbolicznej i świętej na całej kuli ziemskiej liczby 3, oraz dla kombinacyi tej cyfry t. j. 3 X 3 = 9, dziewiątka zaś doznawała czci na całej północy.

Gdy oto w Mysłakowie kogo zaboli gardło, najpierwej chucha 3 razy w komin, następnie klęka przy skrzyni i opuszcza 3 razy wieko, łykając wiatr powstający przez ruch wieka, następnie bierze grzebień lub nożyce (róg lub stal), pociera gardło, obwiązując je nitką z konopi, wyciągniętych z konopi święconych razem z gromnicą. Konopie, które święcą jakoby dla używania ich przez księdza przy ocieraniu oleju położonego na konającym, są prastarym przedmiotem kultu, używanym w zabobonach pogańskich jako środek odurzający (dym). A niech Bzura, przepływająca tę część kraju, weźmie z ludu łowickiego ofiarę, wtedy, by ciało topielca odszukać, puszcza się na wodę bochenek razowego chleba, który zatrzyma się tam, gdzie ciało utopionego w głębiach rzeki spoczywa.

Silnie wierzą Księżacy, że niemoc to osoba, którą można uprosić, należy tylko w odpowiedni sposób zabrać się do tego. Oto dziecina w chacie choruje na „krę” czyli „duże brzucho”. Na brzuszku dzieciny kładą deskę a „pierworodna” uderza siekaczem (żelazo-stal) po tej desce, ukryta zaś po za wyjściowemi drzwiami kobieta pyta: „Co tam siekosz?” Siekająca odpowiada „Kre”, na co z za drzwi kobieta wygłasza formułę: „Żeby się nie szerzyła, nie pierzyła, Do trzeciego dnia zginęła! Tfu! Tfu! Tfu!” I tak do trzeciego razu (3x3 = 9 - święte dziewięć). Cały zabieg odbywa się przed wschodem słońca. 

A ileż fetyszów (amuletów) posiada ten lud. Na Zielone Święta podłogę chaty posypują piaskiem w „kratkę”. Na soli w solniczce, gdy się ją gościowi podaje, wyciska się końcem noża (półksiężycowy koniec) „drzewko”.

W mojej pracy: „Nowe naukowe stanowisko pojmowania i wyjaśniania niektórych przejawów w dziedzinie ludoznawstwa i archeogii przedhistorycznej”, Warszawa—1910, na str. 13 wyjaśniam przeznaczenie rysunków na jajach  barwionych na Wielkanoc i na str. 17 dotykam sprawy „pająków”, na str. 16 objaśniam powstanie wycinanek, a właściwie prastarej ich formy „gwiazda” i „drzewko”. Tu muszę tylko dodać, iż ostatnio wykryłem, że wycinanki przytwierdza się i nażywych ludziach,  mianowicie przy życzeniach imieninowych, gdy solenizanta baby starają się przewiązać „powrosłem”, równocześnie na piersi, na koszuli lub ubraniu przypinają mu szpilką wycinankę „gwiazdkę”; ma ona przynosić szczęście lub chronić od „uroku”. Trwa tam dotąd wiara w cudowną moc śliny. Po wysmarowaniu (masaż) chorego, bierze go smarujący za serdeczne palce u rąk i spluwając mówi: „Nie ja lekarz, Pan Bóg lekarz Jak cię nie wykuruje, to postękasz”.

Wiara w „inclusa” t. j. pieniądz szczęśliwy, przyciągający inne pieniądze, trwa w całej sile i jest powszechna w tamtych stronach. W dzień Trzech Króli po powrocie z kościoła „trzechkrólową” kredą kreśli się na prawem ręku (dłoń) znak krzyża, aby zły człowiek nie przystępował. Tąż samą kredą w stajni, poczynając na prawo od wejścia, prowadzą po ścianach kreskę, a gdy ta dojdzie znowu do drzwi, to na drzwiach kreślą znak krzyża. 

Świadczy to o żywej wierze w siłę „określania” oraz w siłę krzyża. W dzień Trzech Króli po powrocie z kościoła „trzechkrólową” kredą kreśli się na prawem ręku (dłoń) znak krzyża, aby zły człowiek nie przystępował. Tąż samą kredą w stajni, poczynając na prawo od wejścia, prowadzą po ścianach kreskę, a gdy ta dojdzie znowu do drzwi, to na drzwiach kreślą znak krzyża. Świadczy to o żywej wierze w siłę „określania” oraz w siłę krzyża.

Używają też rozmaitych okadzań. Na katar otulają głowę fartuchem i okurzają się dymem ze starego buta. Gdy pierwsze zebrane zboże zwożą do stodoły, kropią „somsiek” wodą święconą - a włożywszy pod zboże 3 polne kamienie, są przekonani, że myszy zboża nie tkną. Belemnity, t. z. kamienie „piorunowe”, skrobią i proszek piją jako lekarstwo na febrę (zimno).

Gdy pewnemu gospodarzowi w Mysłakowie utopiła się córeczka, sąsiad mu powiada: „a nie mówiłem, niech dziecko chodzi w łachmanach i gałganach (t. j. pospolicie, bez ściągania strojnością oczu ludzkich, które mogą zaszkodzić) a niech się nie ubiera bogato”. Dzieci straszy się „Słomianą nóżką”: Słomiana nóżka stoi, Założyła łapę na łapę
Jak idziesz, to cię złapie”.

Wianki, święcone na Boże Ciało, nizają na lipowe łyko, łyko służy za prezerwatywę od dyabłów - lipa bowiem w wierzeniach Mysłakowian odstrasza złe duchy. Jadąc na wesele goście zawiązują sobie takie łyko pod kolanem, a wtedy ominie ich nieszczęście. Panna, życząca sobie mieć męża, wiąże na takiem łyku 7 węzłów. Po procesyi na Boże Ciało z ołtarzy łamią gałązki i biją niemi dzieci, aby je chronić od „zaniesienia się”, t. j. sinienia i wybuchania krzykiem.

A jakie lud ten ma mniemania o życiu zagrobowem duszy, o obawie zmarłych, o całej tej tak doniosłej dla człowieka już na pewnym poziomie sprawie! Oto jeżeli chrzestna (matka) nie obdarzy chrzestniaka koszulą, czy to przy chrzcie, weselu lub w innej jakiej okoliczności, to kiedyś na sądzie ostatecznym stać będzie przy chrzestniaku nago.

Gdy człowiek umiera, dusza idzie na sąd Boży; gdy zmarły był dobry i dusza ma iść do nieba, to ciało pięknie wygląda, bo dusza zbawiona i szczęśliwa wraca do niego. Gdy sąd wypadł niepomyślnie, to ciało wygląda źle, bo dusza potępiona bije i gryzie je. Dusza po osądzeniu bawi przy ciele do chwili, gdy ksiądz rzuca ziemię na trumnę i zaśpiewa Salve Regina. Wtedy dusza idzie tam od ciała, gdzie jej na sądzie przeznaczono. O umarłym wieczorem mówią tak: „wspominam (nazwisko) na dobrą noc nie złem słowem, ale pacierzem, niech mu tam świeci Pan Bóg nad jego duszą” - a rano na dzień dobry „taki był, taki był dobry człowiek i żeby mu Pan Bóg odpuścił wszystkie grzechy!” Obawa zmarłych żyje tam po dziś dzień, zupełnie tak jak żyje śród nas. 

Oto wstrząsający obraz. Wiozą ciało zmarłej Kusiacki z Zielkowic i wedle starodawnego obyczaju około krzyża na końcu wsi obwożą ciało 3 razy (obecnie zowie się to pożegnaniem, ongi miało na celu skierowanie duszy, gdyby jej przyszła chęć wrócić kiedy do wsi rodzinnej, do symbolu tak neutralizującego wszelkie zło, jak krzyż przydrożny); w tym czasie niektórym z orszaku pogrzebowego zdało się, że zmarła daje znak z trumny pukaniem (dusza bowiem dopiero po rzuceniu przez księdza grudki ziemi idzie od ciała tam, gdzie jej przeznaczono). Obecni przedewszystkiem wystraszyli się ogromnie (obawa zmarłych), ktoś pojechał konno po księdza do Bednar. 

Czterej silni chłopi ochłonęli najpierwej, a zdecydowawszy, iż „nic nam taka staruszka nie zrobi”, otwarli trumnę. Zmarła leżała nieporuszona, wtedy znajoma zmarłej, niejaka Wysocka, zapytała: „a może wy sztukacie dla tego, żem wam laski, coście z nią w drodze szli (droga - pielgrzymka do Częstochowy  nie dała do trumny”?. Laskę tę przyniesiono i włożono do trumny, wieko przybito i bez przeszkód do cmentarza i kościoła w Bednarach dotarto.

A oto inny obrazek, jakby żywcem z epok przedhistorycznych wykrojony. Po święcie Matki Boskiej „Zielnej” na drugi dzień przypada ś-ty Roch. W łowickich wsiach zbierają stare t. j. z ubiegłego roku ziele, o wschodzie słońca (kult słońca) układają ziele to na „rozstajach” (miejsce to odgrywa ważną rolę w zabobonnych wierzeniach, stąd krzyże i „figury” zwykle stawiają na tem miejscu). Przyjeżdża uproszony proboszcz, kropi ziele (święci) i czyta modlitwy (egzorcyzmy), poczem krzesze stalą i krzemieniem (prastary rytuał) „nowy ogień” (kult ognia); tym ogniem zapalają owo ziele, przez które następnie przepędzają wszystko bydło z całej wsi trzy razy (święta liczba trzy). 

W pobieżnych tych szkicach, które dla braku miejsca mimo ogromnego materyału, jaki zebrałem, muszę niezmiernie ograniczać, już z samych odsyłaczy, zwracających ciekawego czytelnika do specyalnych dzieł, w których zupełnie takie same fakty z krajów i ludów nietylko Europy ale niemal świata całego są przytaczane, wywnioskować łatwo, iż Łowickie nie stanowi co do wierzeń żadnego wyjątku; — owszem panują tam jeszcze, lub przed 25 laty panowały, zupełnie też same wierzenia, które są właściwe każdemu niemal ludowi na pewnym poziomie rozwoju kulturalnego. Z wybornego dzieła Witolda Schreibera „Twórcy bogów” można się łatwo przekonać, iż nie tylko w okolicach Łowicza ale i w całej Polsce można wykazać styczne w wierzeniach, zabobonach i zabiegach leczniczych medycyny ludowej, zupełnie zgodne z wierzeniami ludów pierwotnych.

Powyższe dowodnie wykazuje, iż Księżacy w ewolucyi umysłowej podporządkowani są zupełnie takim samym prawom rozwoju duchowego, jak inne ludy rolnicze, nawet poza granicami Europy osiadłe. 

Od pewnego czasu niektóre przejawy tego poziomu umysłowego zwróciły uwagę osób inteligentnych, interesujących się życiem ludu naszego. Zwrócono uwagę na zdobniczość i barwność, wrodzone jakoby temu ludowi. W pierwszej linii zauważono „pająki” oraz „wycinanki”. Naturalnie poczęto unosić się nad poczuciem piękna i t. p., czyli wzięto rzecz całą li tylko z punktu optycznego. W sądach tych nic nie widzę dziwnego. Ludzie, którzy się tem zajmowali, ani na chwilę nie pomyśleli, iż należy szukać przyczyn, a nie wyłącznie podziwiać skutki. W pracy mej „Nowe naukowe stanowisko” na str. 14 wskazałem, że sporządzanie wycinanek oraz „pająków” związane było jeszcze przynajmniej przed 25 do 30 laty ściśle z pewnymi astronomicznymi momentami roku (przesilenie dnia z nocą). Następnie co do „pająków” porozumiałem się z Dr. S. Seligmanem z Hamburga, autorem 2 tomowego dzieła „Der Böse Blick”, i przyszliśmy do przekonania, iż pająki łowickie mają wiele wspólnego z t. z. „Unruhe” (Nr. 13542 katalogu międzynarodowej hygienicznej wystawy w Dreźnie 1911 r.). Te „Unruhe” znane są i rozpowszechnione w Szwecyi i pol. Niemczech, a służą do odwracania uroku. W Łowickiem pająki te doszły do wieliego rozwoju i dały ujście zdolnościom zdobniczym miejscowej ludności. 

W wycinankach dawniejszego typu z przed 25 do 30 lat, wykonanych dla mnie przez pochodzącą z Mysłakowa (gm. Nieborów, par. Bednary) Ludwikę Taran, wykryłem zasadnicze dwa typy: koła czyli t. zw. „gwiazdy” (gwiozdy) i „drzewka”. Wycinanki te w nadziei, iż europejscy uczeni co o nich powiedzą, umieściłem na wystawie międzynarodowej w Dreźnie 1911 r. Nr. katalogu 13458-13469. Równie ja, jak i dr. Seligmann z Hamburga, w ich kształcie dopatrujemy się bardzo odległych przeżytków zabobonnych (pierwotna wiara). 

Zastanawia nas w pająkach i wycinankach zużycie wielkiej ilości barwnego papieru. Wykryłem, iż ongi „wycinanki” malowano na ścianach chaty przez „patron”, obecnie czyni się je z papieru. Byłoby pożądane, aby ktoś odbył gruntowne studya nad epoką, kiedy mianowicie papier wszedł w Łowickiem w takie rozpowszechnienie, iż stał się artykułem zupełnie pospolitym śród rolniczego ludu tamtejszego. W ogóle sądzę, że byłoby wskazane przeprowadzić gruntowne archeologiczne, antropologiczne, etnograficzne i lingwistyczne nowoczesne studya nad tym tak ciekawym dla nas rolniczym ludem, który zamieszkał okolicę Łowicza.

 

3. Prace w rolnictwie i domu[2]

 

a. Jeden dzień w czasie żniwa. 

Równo ze świtem wstaje gospodyni, obłócy kieckę, odmówi pacierz. Gospodarz zamożny trzyma parobka; sypia on w stajni u kuni, na werku. Nad werkiem wisi obrazek święty, kodry i tasiemki, wyrzucone z chałupy, bo beły stare, z łońskiego roku. Parobek daje kuniom jeść, myje się wódką z kubełka od pojenia kuni. Służącą trzyma gospodyni zamożna, biedniejsza syćko sama obłachnie; w dopilnowaniu dzieciaków małych pomaga mąż. Gospodyni budzi dzieci, seścioletnie dostaje kawałek chleba, idzie z gęsiami, idzie na chłód poranny boso na ściernisko. Gospodyni doi krowy, dziewucha starsa wypędzi krowy z owcami, starą zapaską okrywa głowę i plecy. Dzieci dorosłe sykują się z ojcem do zniwa. We zniwa dostają wsyscy podśniadanek: chleb z masłem; o suchem jadle idom w pole, ktoby tam miał cas gotować śniadanie we zniwa, dobrze i tak cłowiekieju cięzko pracującemu, przecie gospodyni musi cały przychówek nakarmić, napoić i sama biezyć do zniwa, aby pomagać, im więcej ręców do pracy, tem lepiej; po co ziemię oddawać pod kartofle na odrobek, przecie jej nie za wiele; kartofel zda się sobie, to wielka rzec w gospodarstwie, im więcej kartofli, tem więcej świń uchowas, kartoflem wyzywisz kury, psy, koty, świnie i ludzi. Marnotrawny jest ten, co gront pod kartofle ludziom oddaje, aby we zniwa mieć stałego robotnika, a samemu niewiele co robić.

Cała gromada kur lata po podwórzu; koguty, aby bez dwóch sprzedane, ale kokoszty pozostały, bo przecie wedle jajków. Kury ujrzawszy smaczne jadło w korytach - kartofle z osypką - dalejże rzucać się na nie, istną walkę stacają z prosiętami; ciekawa to walka: prosiąt cała gromada, tłuste, spasione, duże, usykowane na sprzedaz; zdawałoby się, drobne kury ustąpić im powinny, ale kury cwane, sprytniejse od powolnych świń, włazą między ryje świńskie, dziobią - to w jadło, to w świńskie karki - a ze jest ich duza gromada, świnie musiały ustąpić. Tak to drobne, małe stworzenia duzo znaczą w gromadzie, gdy zmyślnie i wsystkie razem dobijają się swego.

Gospodyni dbała o cały swój dobytek, na niczyją krzywdę nie dozwalająca, podaje kurom osobliwie w cebratce, aby prosiaki chlały w spokoju.

Gdy gospodyni obrobi ranną robotę, cały dobytek nakarmi, bierze ze sobom śmiadanie i dzieciaka małego i idzie w pole. Na polu wcibia kije, uwiąze płachtę, układzie dzieciaka w cieni i buja sielnie, az się ucisy i uśpi. I dalejze pobierać garście, lub snopy wiązać i ustawiać; pracy nie brakuje.

Przed połniem wraca do domu sykować objad. Wstawia w garckach polewkę (serwatkę), wodę na kluski, jagły gotuje na sucho; bierze się oprzątać dom, świnie, znuk doi krowy. Wraca gospodarz z pola ze zbierackami, parobkiem i z najemnikami, rozbierają kosy, idą myć się przy studni, chłopcy dla chłodu, dzieuchy dla brudu.

Gospodarz wchodzi do chałupy, bierze flaske i kielisek i zwołuje; dzieuchy oglądajom się jedna na drugom, wstydzom się, ale jak jedna wypije, piją wsystkie; obsiadają ławę, gospodyni stawia na stołku kluski w misce, potem sypie jagły z gorcka, obleje mlekiem i podaje, aby jedli, na samym końcu polewkę, osobliwie ostudzonom we wodzie w gorcku i okrasono śmietanom. Dzieci dostajo jeść osobliwie w sieni, zeby nie przeciwiały najemnikom. Wsyscy zegnajom się krzyżem świętym do objadu, jedzom pomału, łyzki skrzybiom po miskach, nie gadajom głośno, dzieuchy gadajom do siebie pocichu, ksukocom, spoglądajom jedna na drugo i na chłopoków, śmiejom się, jedna drugo trąca, wstydzi się jeść; chłopoki najedzom się do syta. Gospodyni przykłada i kaze jeść, zeby nie pomgleli przy robocie. Podnosom się od stołka, zegnajom się, chłopoki idom kosy klepać, a dzieuchy idom spać do sadu. Gospodyni sprząta ze stołka, sama je objad, zmywa statki, obiera kartofle na wiecerze, pozamyka drzwi dookoła i wyłazi oknem, zeby iść w pole za najemnikami i gospodarzem. Dziecko i podwiecorek weźmie ze sobo, mleko, ser, chleb w cystej smatce od sera, połozy to w cieni i dalejze pobierać. Jak przetnom staje z pięć razy, zasiadajom do podwiecorku, gospodyni rozdaje co dla kogo, jedzom - i wtencos najwięcej rozmawiajo, śmiejo się duzo, a gdy se troskę odpocno, jak się ulezy podwiecorek, a chłopoki wypalo papierosy, ostrzom kosy i znuk do roboty. Tnom do słońca zachodu. Gospodarz i gospodyni idom przed słońca zachodem do chałupy, pasturek przygna bydło, gospodyni doi krowy, aby mleko przestygło na wiecerzom - świoniom da chlać, kury, gęsi, jendyki ponagania, sykuje wiecerzom, ugotowane w objad jagły polewa mlekiem, w polewkę kładzie kluski, leje mleko, a na ostatku cwarug z mlekiem i ze śmietanom. Dzieci jedzom naprzód, mówiom pacierz, idom spać. Najemniki nie spiesom się z wiecerzom, zbierajom się i jędzom pomału.

 

b. Praca przy lnie

W pobliżu wsi Bobrowa kilkanaście kobiet pracuje nad lnem, podchodzę, pozdrawiam, pytam o pracę, proszę jednej, aby opowiedziała, jak obrabiają w tej wsi len; bez wahania zaczyna mówić: "Ten len - to niewola kobiety na Księstwie, całki rok jest kele niego co robić, przy kądzieli trza siedzieć kamieniem, wstawać o 4-ej i do późnej nocy trzymać ręce w powietrzu, bo przendzenie trza ukończyć do marca; w marcu, a najpóźniej w kwietniu trza ukończyć tkanie płótna, bo w maju bielenie płótna na trawie. Powiem pani, jak my pracujemy kele lnu od początku samego.

Jak sobie upatrzom ziemie dobro, nie mokro, bo go nie będzie, to dopiero nawiezom gnoju, przyorzom; jak się ziemia przesusy, to dopieroz go siejom. Jak pódzie w górę, to zielsko się z niego wyrywa, to znacy pieli się az do trzeciego razu; dojńdzie do kwiatu, potem ma główecki, pójńdzie lepiej w górę i zezółknie, dopiero go się rwie. Kiedy go się wyrwie, ogornie się gorstecki i kładnie się na ziemie, zeby sechł; jak przeschnie, dopiero się go przewraca na drugom stronę, zeby lepiej wysechł, główecki przycerzniejom; potem się go zbiera, bierze go się i zwionze i do stodoły, chłopy bierom i młócom jak zyto. Jak go omłóco, wytrząsno, wionzo w duze snopki, kłado we wodę i mięknie; w kilka dni wyjmie się go mały płachetek, a jak się zegnie, zatrze się i do cna wyłusknie, to można wziąść na piękne do domu; jesce się go płuce, wyrzuca się go na rzysku, na łące, gdzie lek, susy się na stojąco, probuje; bedzie miał, to go się wiąze w pęki duze i połozy się go w susy, gdzie na niego nie zacina. Gdzieindziej stawiajo piece na polu, u nas, w Bobrowej znuk tak: mescyzna wykopie dół, kładzie się tam lasy, wrotka lub drągi, a na nich bronę, włozy się chojny lub jałowcu, popóźniej grube drwa, karce grabowe osobiście lepse, zeby się dłuzej tliło, ognia nie poli się duzygo, ino mały i susy się len; jak włókno tsescy, to ma dość, zdejmie się dwie kupki, kupkę biero, tłuko na kamieniu pałkom. Nie chce się bele kto podująć len susyć, bele susarka nie uda się im, przebrydzajo, bele pies zakręci ogonem, to im się nie podoba.

Kiedy len utłuko, trom go w cierlicach. Jak jest cyste włókno, bierze kobieta pod klepadło, a jak się wyklepie, wytrząśnie się paździerze z niego i bierze się go cese. Jak len zdębieje abo zsurowieje, nie chco paździerze z niego wylecieć; jak się go cese, przywionze się scotke do stołka i go się cese ręcami na scotce; jedna jest rzadka, to się cese z tłuściennego, najpierwej idom zdziery, a potem tłuścienne; druga scotka gęsta, to się cese z pacusek (pakuły miałkie). Potem, jak go się ładnie wycese, wydrobi, porobi się gorście i się go przendzie na kółku. Jak się uprzeńdzie na kółku, to się mota na motowidło w ręcach, kiej motowidło się wykrenca, abo na stołku, to się lata dokoła stołka".

W tej chwili parę kobiet podchodzi do "susarki", oddają jej len z wymówką, że jest źle wysuszony; ta niezadowolona mówi: "głupie jesteśta, nie chce wam się trzyć, wybredzace! to idźta sobie same susyć, patrzajta, robio sobie przebrydy!"

Uprzejma, rozmowna gospodyni poucza mnie dalej z całą życzliwością: "Z motowidła zdejmie się psendziono, a jak ich jest duzo, to się mocy w cebratce, zeby odmiękły, a jak odmiekno, bierze się na balijo, posypie się popiołem i namina się popiołem (trze), jak kto chce; chcom - kładom w grapy i gotujom we wodzie z popiołem, a kto chce, wsadza do pieca po chlebie i zalepi się i do trzeciego dnia lezy; brud odeprzeje, potem wyjmą się z pieca, woła się ze stery kobiet, dwie stojo przy stołu - pierom kijankami, a dwie płukają, az woda cysta leci, a potem schnie na płocie, na duzej tyce, poty susom, az wysusom, bierze się na wijaki i zwija się na kłębki, a jak się zwinie, snuje się na snowadlom; jak się osnuje, zdejmie się ze snowadli, to się psendze ciągnie na nowoj i się okrąca, nabiera się w nicielnice i w płoche i powionze się. Przendze krętom nawijo się na cewki, cewke kładzie się w cółnek i robi się płótno. Jak się zrobi płótno, moco się we wodzie z rzyce i rozpościera się na łące, na bielnik, a jak się wybieli, kraje się kosule i się syje. Jak snowadle jest dużo, to bedzie ze smycki seść łokci płótna. Gospodyni zamozna ma do 200 łokci ręcnych płótna" (łokieć ręczny to niemal półtora łokcia zwykłego).



[1] Maryan Wawrzeniecki. Ziemia. Zeszyt monograficzny łowicki. Warszawa 1913. Rok 4. Nr 15 i 16. Artykuł zamieszczony został na stronie Księstwa łowickiego http://www.ksiestwolowickie.za.pl/wierzenia.htm.

[2] Ta część zawiera opisy prac na polu i w domu, opisane gwarą łowicką, tak jak to widzieli ówcześni mieszkańcy.



Komentarze
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?


Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.


 
 
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło